POWRÓT

•  od autorki
•  reakcje na książkę
•  zdjęcia z pacyfikacji
•  zdjęcia z procesu
• 
Po ponad półtoragodzinnej przerwie przewodnicząca składu wznowiła przewód sądowy i przerwała rozprawę do czasu rozpatrzenia wniosku o wyłączenie składu orzekającego. Gdyby skład sędziowski został wyłączony, proces praktycznie rozpocząłby się od nowa. Nie oznacza to jednak, że musiałby trwać kolejne cztery lata. To właśnie pobłażliwość tego sądu wobec jawnej gry na zwłokę, prowadzonej przez oskarżonych spowodowała, że trwał on tak długo. Wniosek o odwołanie składu wywołał zaskoczenie obrońców, oskarżonych, a także samych sędziów i ławników. Tymczasem to ten skład sędziowski konsekwentnie odrzucał wnioski pełnomocników oskarżycieli posiłkowych m.in. o tymczasowe aresztowanie, w czasie gdy oskarżeni systematycznie zrywali rozprawy, czy też nie wyrażał zgody na ujawnienie ich danych osobowych i wizerunków. Również skandaliczne wyłączenie do odrębnego postępowania głównego oskarżonego, Czesława Kiszczaka, na podstawie tylko jednego zwolnienia lekarskiego i nieprzyjęci wniosku pełnomocników, by przebadali go biegli kardiolodzy ze Śląskiej Akademii Medycznej, położyły się cieniem na tym procesie. Ostatni błąd sądu przepełnił czarę goryczy i wniosek o wyłączenie tego składu sędziowskiego musiał wreszcie paść na tej sali.

Sprawa znalazła zadziwiające "rozwiązanie". Na własne żądanie ze składu orzekającego wyłączona została sędzina Marcela Faska-Jagła. Zgodnie z przepisami wyrok może wydać tylko ten skład sędziowski, który uczestniczył w całym procesie. Jak na ironię, parę miesięcy wcześniej przewodnicząca składu Ewa Krukowska postanowiła wyłączyć sędziego dodatkowego Jacka Myśliwca z uwagi na stan jego zdrowia. Teraz okazało się, że po kilkumiesięcznej przerwie sędzia Jacek Myśliwiec... wraca do składu orzekającego w miejsce sędziny Marceli Faski-Jagły. Taka sytuacja oznaczała jednak, że można uznać, iż sprawę rozpatruje nowy skład sędziowski. Sędzina Faska-Jagła po raz pierwszy zgłosiła wniosek o wyłączenie jej ze sprawy, gdy mec. Piotrowski zawnioskował o zmianę całego składu orzekającego. Wówczas jednak oba wnioski zostały odrzucone przez zawodowych sędziów powołanych przez prezesa Sądu Najwyższego w Katowicach. Tym bardziej zaskakiwał fakt, iż mimo że w ciągu kilku miesięcy nie zmieniło się nic (oprócz tego, że wybory wygrała AWS) rezygnacja sędziny Faski-Jagły została nagle przyjęta. Nie mniej zaskakujące były również powody, które w swej rezygnacji podała pani sędzina. Stwierdziła ona m.in.: "Uczestnictwo w tym procesie wymagało z mojej strony znacznej kondycji psychofizycznej. I to nie tylko z uwagi na złożoność zagadnień, ale także z uwagi na panującą wokół niego atmosferę. (...) Od 10 lat mieszkam w osiedlu przy kopalni "Wujek". Codziennie spotykam oskarżycieli posiłkowych, ich rodziny i innych świadków z grona pracowników kopalni. Każde działanie tworzące nieprawdziwy, a zarazem negatywny obraz sądu uczyniło i czyni moją sytuację oraz mojej najbliższej rodziny szczególnie trudną. (...) Uważam, że postępowanie pełnomocników prowadzi do nieuzasadnionego "podgrzewania" nastrojów społecznych, a z uwagi na realne zagrożenie bezpieczeństwa mojego i mojej rodziny, uznaję i odczuwam takie postępowanie za ingerencję w niezawisłość sędziowską i jako wpływające na moją swobodę orzekania".
Wydaje się, że w ten sposób sędzina Faska-Jagła jasno wyraziła jaki wyrok, mimo zdecydowanych dowodów świadczących na niekorzyść oskarżonych, chciała wydać w tej sprawie. Sugerując jednocześnie, że czuje się "zagrożona" przez tych, do których strzelano, a nie tych, którzy strzelali, uwłaczała godności wszystkich ofiar tej tragedii. Szkoda też, że nigdy nie zastanowiła się nad samopoczuciem poszkodowanych, świadków czy obserwatorów procesu, pod adresem których wielokrotnie padały pogróżki ze strony tych, których nikt nie chciał dotąd sprawiedliwie osądzić.

I nie chce dalej... Oskarżeni o strzelanie do górników KWK "Manifest Lipcowy" i "Wujek" w grudniu `81 nie kryli radości i ulgi, gdy przewodnicząca "odnowionego" składu sędziowskiego nieoczekiwanie poinformowała, iż sąd może zmienić kwalifikację prawną zarzucanych im czynów na... łagodniejszą.

Wyrok

W swej końcowej mowie prokurator Jacek Ańcuta zażądał 15 lat pozbawienia wolności dla byłego zastępcy komendanta wojewódzkiego MO w Katowicach, Mariana Okrutnego i szefa Plutonu Specjalnego, Romualda Cieślaka. Dla oskarżonych o strzelanie do górników prokurator domagał się od 8 do 15 lat więzienia oraz kar dodatkowych i pozbawienia praw publicznych, zakazu zajmowania stanowisk i pełnienia funkcji związanych z ochroną i bezpieczeństwem, a także przepadku mienia i podanie wyroku do wiadomości publicznej.

Pełnomocnicy oskarżycieli posiłkowych zwracali się o zmianę kwalifikacji prawnej czynów zarzucanych oskarżonym na surowszą niż w akcie oskarżenia. Żądali, by odpowiadali oni za zabójstwo lub usiłowanie zabójstwa (tj. art. 148 kk) i domagali się wyższych kar niż prokurator. Skład sędziowski z uporem odrzucał wnioski pełnomocników w tej sprawie.

Nowy skład orzekający, nie dość, że po raz kolejny odrzucił wniosek pełnomocników, to z własnej inicjatywy uprzedził strony, że jest możliwa zmiana kwalifikacji prawnej na wiele łagodniejszą, tj. art. 160 kk. W tej sytuacji zomowcy, którzy strzelali do górników, odpowiadać mogli jedynie za "narażenie człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia, ciężkiego uszkodzenia ciała lub rozstroju zdrowia".
Najwyższa kara, jaka grozi za ten czyn, to zaledwie 3 lata pozbawienia wolności i to jeszcze w zawieszeniu. Dalsze przepisy mówią o tym, że "jeśli sprawca działał nieumyślnie", to kara jest jeszcze łagodniejsza: do roku pozbawienia wolności, ograniczenia wolności lub grzywny. W kuluarach nikt nie krył zaskoczenia tym bulwersującym oświadczeniem.

Sąd nie uwzględnił też kolejnego wniosku mec. L. Piotrowskiego, o zastosowanie wobec oskarżonych "środków zapobiegawczych". Przewodnicząca składu uznała, że jest to bezzasadne, gdyż oskarżeni nie utrudniają postępowania. Jak na ironię, tego dnia proces rozpoczął się z półtoragodzinnym opóźnieniem, ponieważ spóźnił się oskarżony Tadeusz Tinel. Tłumaczył się, że podczas jazdy musiał zmienić koło, a ponadto na drodze były trudne warunki i dlatego jechał wolniej.

Mimo iż sąd wskazał już, że chce potraktować łagodniej oskarżonych, prokurator Jacek Ańcuta stanowczo zaznaczył, iż nie zaszły żadne okoliczności, by zmieniać wysokość kar, których żądał dla oskarżonych w swej pierwszej mowie oskarżycielskiej. Podkreślił, iż na ławie nie zasiadają przeciętni funkcjonariusze, lecz profesjonaliści, którzy mogli przewidzieć, czym zakończy się ich udział w pacyfikacji. Sąd po raz drugi wysłuchał końcowych przemówień stron...

Po ponad czteroipółletnim trwaniu skandalicznego procesu oskarżonych o strzelanie do górników śląskich kopalni w pierwszych dniach stanu wojennego w Sądzie Wojewódzkim w Katowicach odczytano wyrok:

- W imieniu Rzeczypospolitej Polskiej Sąd uniewinnia od zarzucanych czynów: Lecha Nowaka, Tadeusza Tinela, Antoniego Nycza, Henryka Huberta, Józefa Raka, Marka Majdaka, Bonifacego Wareckiego, Krzysztofa Jasińskiego, Leszka Grygorowicza - czytała sędzina Ewa Krukowska - a nadto uznając, iż Dariusz Ślusarek, Ryszard Gaik, Andrzej Bilewicz, Andrzej Rau, Maciej Szulc, Grzegorz Włodarczyk, Zbigniew Wróbel, Teopold Wojtysiak, Grzegorz Berdyn, Edward Ratajczyk i Romuald Cieślik użyli broni, czym narazili na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszkodzenia ciała, tj. wyczerpali znamiona występku określonego w art. 160 kk, postanawia z uwagi na przedawnienie umorzyć wobec nich postępowanie. Sąd uniewinnia również oskarżonego Mariana Okrutnego od zarzutu kierowania zbrodnią. Kosztami postępowania postanawia obciążyć Skarb Państwa.

Przez kilka sekund po ogłoszeniu tego zaskakującego, haniebnego wyroku na sali rozpraw panowała przejmująca cisza. Ludzie jakby nie wierzyli w to, co usłyszeli, jakby nie dotarło do nich, że ci, którzy strzelali, zostali uniewinnieni. Dopiero po chwili rozległ się gwar.
- Hańba! Skandal! Sąd pod sąd! Precz z komunistycznym sądem! Okrągły stół! - skandowała zbulwersowana publiczność.
- Jeżeli ktoś nie chce wysłuchać uzasadnienia, to niech opuści salę! - zareagowała sędzia Ewa Krukowska.
- Niech się pani nie wysila! Nikt nie ma zamiaru słuchać tego, co ma pani do powiedzenia! Tym haniebnym wyrokiem powiedzieliście już wszystko! Wolno mordować ludzi i nie ponosić za to żadnej odpowiedzialności! - krzyczeli rozgoryczeni ludzie, demonstracyjnie opuszczając salę rozpraw.

Wyrokowi przysłuchiwało się jedynie ośmiu spośród 22 oskarżonych. Do końca odczytywania uzasadnienia wytrwał tylko jeden.

Sąd, uzasadniając wyrok, uznał, że ci, którzy strzelali do górników, działali "zgodnie z prawem" i w "obronie własnej". W kilka minut od rozpoczęcia odczytania uzasadnienia z sali rozpraw wyszedł jedyny z oskarżycieli posiłkowych, który nie opuścił jej wraz z kolegami.
- Jezu! - mówił, trzymając się za głowę - takie samo uzasadnienie słyszałem na tej sali 16 lat temu, kiedy mnie i moich kolegów za ten strajk sadzali do więzienia.

Na korytarzu, w otoczeniu policjantów i dziennikarzy, ludzie patrzą sobie w oczy, jakby nawzajem u siebie szukali odpowiedzi na to, co usłyszeli.
- Mordowali niewinnych ludzi, a teraz są niewinni! Przecież są raporty, które sami napisali, są zeznania świadków. Niewinni? Nie ma dowodów? A Grygorowicz? Przecież został rozpoznany, że strzelał i też jest niewinny?! To jakie dowody ten sąd musi mieć, by uznać ich winę? - wciąż nie mogą się otrząsnąć. Inni nie komentują wyroku. Nie dlatego, że się z nim zgodzili. Dlatego, że nie są w stanie powiedzieć słowa.


 
 wstecz    dalej